Welcome to OM. This is a customizable intro section and you can definitely choose the Social Network icons that you will use. Thanks for checking out OM!



Polak karwa! potrafi! I Polka potrafi!


Views:
BY
0 COMMENTS

Nie chciałam tu umieszczać tekstów o książkach, bo kto teraz czyta książki, a ja zresztą wypadałam z obiegu książkowego, aj, nie potrafię się skupić nawet na jedzeniu, co dopiero na słowach składających się na większy sens. Ta jedna książką zachwyciła mnie jednak swoją pomysłowością i... prostotą, że z okropieństwem byłoby o niej nie wspomnieć.

Wszyscy się oczywiście cieszymy, jak się ludziom w życiu udaje - zwłaszcza, jak są innej religii, narodowości czy orientacji. Taka już w nas siedzi narodowa empatia, taki mały aniołek na lewym ramieniu, który grozi palcem diabełkowi na prawym. Autorzy - Ewa i Jan Wróbel - wykazali się wielką odwagą pisząc książkę w pełni poświęconą, tylko i wyłącznie sukcesom Polaków i to nie byle jakim - od artystycznych po naukowe przez wizje i tę nieuchwytną odwagą społeczną, do których zaliczam prowadzenie narodu do zwycięstwa z pieśnią pod wąsem i szabelką w dłoni.

W książce "Polak potrafi i Polska też" małżeństwo podjęło się zadania sportretowania znanych i nieznanych osobistości naszego pięknego kraju w sposób bardzo prosty. Kolejne rozdziały są krótkie i tylko nieznacznie przybliżają daną postać, ot minimum biograficzne, kilka słów o osiągnięciach, ale myślę, że to dobra recepta i na sukces i na edukacje. Dzięki temu książka jest przystępna dla młodszych, którzy z dużą dożą prawdopodobieństwa nie znają większości opisywanych Wielkich Polaków. Myślę, że dorośli też mogą mieć problem ze skojarzeniem niektórych nazwisk i taka baza z opisami zachęca do zgłębienia biografii danego człowieka. Do odkrycia, co też on czy ona osiągnęli i co ja osiągnąć mogę, jeśli się postaram i szczęście mi dopisze. W sumie wielu z opisywanych postaci szczęście nie dopisywało, były kobietami albo gdzieś po drodze zaczynała się biurokracja albo czasy nie te i pieniądz zaśmierdział. Jak zwykle źródeł porażki występuje więcej, niż potrzeba.

Jak na złość spodobało mi się w książce duże natężenie postaci kobiecych w rolach dziwnie męskich (zawsze mówię po prostu rolach, ale ja zbyt racjonalizuje wszystko i nie ma zniszczeń, nie ma zabawy) albo rolach dziwnie kobiecych. Na złość, bo nazwano mnie kiedyś feministką, a nie rozumiem znaczenia tego słowa. Jak na złość nie spodobało mi się, że pochodzenie naszych bohaterów bywało czasami naokoło polskie lub osiągnięcia miały miejsce w cudzym kraju, ale to zrozumiałe biorąc pod uwagę otwartość Polski na inne nacje i otwartość innych nacji na nasze ziemie. Na złość, bo patriotyzm to świetny wabik i dzięki niemu można nauczyć bardzo wiele, chyba że jest identyfikowany z burdą, zaściankowością i argumentowaniem własnych poglądów. To ostanie zawsze najgorsze. Nie zaryzykuję stwierdzenia: pochodzenie może i polskie, ale kapitał zagraniczny, bo jakby się zagłębiać w niuanse pojęć: naród, państwo, patriotyzm to wychodzi, że osiągnięcia się liczą tylko własne, a nie o to w tym chodzi.

Książka zgrabnie omija odwieczny problem nauki - "mądrych" treści dla "mądrych" ludzi, czyli wiecie - hasła o pokoju, które trafiają do ludzi pokojowo nastawionych, inteligentne, rozwijające filmy, które oglądają inteligentni, rozwijający się ludzie, tolerancja, którą zastosują ludzie już tolerancyjny i tak dalej. "Potomek dziedziczy grzechy rodziców". Bardzo mi się to podoba, bo ideowo łączy się z istnieniem tego bloga - prosto i zachęcająco o dobrych rzeczach.

Nie wspomniałam jeszcze o stronie graficznej książek. Nie dopełnia, a wręcz zrównuje się z treścią książki i bez wstawek komiksowych czy Facebookowych, swoją drogą nieśmiesznych, tylko jeszcze bardziej streszczających, to o czym czytamy, "Polak..." nie prezentowałaby się tak "pełnie". Tej książce po prostu niczego nie brakuje - od pomysłu do realizacji. Przyczepić się mogę, wyłącznie jako autor, bo wydaję mi się, że występowały miejsca, gdzie można było zaryzykować i coś pchnąć bardziej literacko i zawile, rezygnując na chwile z przyjętej prostoty. Ale to ja.


Klasycznie - lajknij mi stronę na Facebook;u! Będziesz wspanialszy(a), niż jesteś.




Carol (2015). Emocjonalnie.


Views:
BY
0 COMMENTS

Na ten film czekałam bardzo długo - od momentu pierwszych poważanych zapowiedzi przez zwiastuny, aż po lawiny nagród i rozmyślania nad datą premiery w Polsce. Po pierwsze - Rooney Mara, którą kojarzyłam z "Dziewczyny z tatuażem", a która prezentowała się w zwiastunie uroczo i dziewczęco, po drugie - temat, że zakazana miłość, po trzecie - futro Cate Blanchett. Proste rzeczy.

Rzeczywistość jak zwykle uderza mocno po twarzy. "Carol" to z pewność opowieść o pięknej miłości, która zrodziła się w czasach o mniejszej, niż dziś akceptacji na taką miłość. Więc ta posągowa, bogata kobieta w futrze kupując świąteczne prezenty, poznaje słodką i uroczą, dziewczynę, która proponuje jej kupno zabawkowej kolejki. I ta kobieta i ta dziewczyna wymieniają między sobą to pierwsze spojrzenie, spojrzenie, które wyraża tysiące słów, milion emocji... A potem wszystko się toczy w swoim tempie - powolnym i odpowiednim do rangi rodzącego się uczucia, nawiązującej się więzi. Pewnie Paulo Coelho ma w zanadrzu kilka sentencji o miłości, które mogłabym tu wstawić, ale nie chcę kpić z dobrego przecież filmu.



Carol krok po kroku zbliża się do Therese, bardzo to przecież doświadczona kobieta, a Therese ładna to przecież dziewczyna i chętna do poszerzania swych horyzontów. Pojawia się wątek córki, napędzającej życie Carol, o którą walkę rozpoczyna były maż, gdyż wie on, że szkrab jest jedynym jego powiązaniem z byłą żoną. A Carol zrobi wszystko dla córki... Weszłam w ton opisujący thriller, a "Carol" to historia tak delikatna, jak porcelana. Naprawdę przyjemna i rozczulająca, która kończy się sceną niezwykle poruszającą.


via GIPHY

Tak, byłam przejęta podczas seansu cała tą sytuacją, rozwojem wydarzeń, wzlotami i upadkami, nie powiem, że ten film nie poruszył we mnie mego kobiecego wnętrza, ale nie przesadzałabym z zachwytem. To znaczy "Carol" wypada przyzwoicie, ale według mnie brakuje mu do chociażby "Życia Adeli". Wydaję mi się filmem trochę zbyt prostym, przewidywalnym - rozpatrując go racjonalnie, ale patrząc na niego przez pryzmat nagłych wyrzutów hormonów czy romantycznych eskapad naszej jaźni - dostarcza miliardy emocji. Ponadto zrealizowano go świetnie - ujęcia, stroje, klimat tamtym czasów i muzyka, przecudowna muzyka, sprawiają, że wizyta w kinie nie będzie czasem straconym. Nieważne czy pójdziemy na niego sami czy z drugą połówką - jest to przepiękny film o miłości dwóch kobiet, ale... 



via GIPHY

Oskary nie są dla mnie nagrodą nazbyt ciekawą, chyba ostatnio "cieszyłam" się nimi, gdy miałam 12 lat, ale sądzę, że zarówno pani Mara i pani Blanchett zasługują na swoje wyróżnienia. Chemia, którą wytworzyły na ekranie wydawała się tak naturalna, tak żywa i prawdziwa, że ich wspólne bycie mogło wywołać zazdrość i zachwyt równocześnie - to nie było piękne, bo ktoś tak napisał w scenariuszu. To po prostu było piękne. 
Mia Wasikowska powinna pluć sobie i przechodniom w twarz, że wybrała dziwaczne, gotyckie "Crimson Peak" zamiast "Carol" (mimo, że macała pupę Toma H, graty). Z drugiej strony ja nie gwarantuję, że zagrałaby tak dobrze jak Rooney Mara czy rozochociła tak Cate Blanchett.
Tak jak jest, jest wystarczająco dobrze.


Czy to już ten moment - tak, tak, zachęcam do polajkowania fanpejdża. Pod każdym tekstem to piszę - Twój lajk znaczy dla mnie bardzo wiele.

American Horror Story, czyli przewodnik po horrorze...


Views:
BY
0 COMMENTS

Trudno wymienić inny serial, który tak bardzo mnie zainteresował i trafił w moje gusta.
Źle to zabrzmiało. 
AHS objawiło się mi, gdy na rynku seriali grozy panowała posucha. Bywało lepiej, ale dolnych partii ciała nigdy nie urywało.

AHS było świeże i było dobre. Oferowało wszystko to, co mają dobre kinowe horrory, a nawet więcej. Mnogość wątków, brak zahamowań, wszelakie możliwe potwory i przerażacze, a nader wszystko unikalny klimat, który przez lata budował markę serialu. Forma prezentacji, którą narzucili twórcy serialu należy do wymagających, albowiem nie wszyscy widzowie godzą się na chaos, a tym bardziej na odchodzenia od znanych z poprzednich sezonów konwencji. Twórcom nie zawsze udawało się sprostać celom, jakie sami sobie postawili, więc niektóre sezony AHS dołują, choć miały ogromny potencjał i niekoniecznie były złe. Po porostu wypadały gorzej w porównaniu z resztą. AHS cierpi na wiele przypadłości, ale taki jego urok.


American Horror Story


To już 5 lat będzie…
Przede wszystkim AHS było powiem świeżości w serialach-horrorach, bo też nie istniało ich zbyt wiele. Specyfika gatunku zaprzecza rozłożeniu napięcia w tak długim czasie przy zachowaniu ciągłości fabuły. Pierwszy odcinek. Najpierw retrospekcja, potem współczesność i intro z charakterystycznymi, genialnym motywem. Złośliwi powiedzieliby, że intro straszyło najbardziej w AHS. Punktem wyjścia historii była przeprowadzka rodziny Hamondów do nowego domu, którego okazyjna cena wynikała z popełnionych w nim zbrodni. Znany motyw, nie? Od początku pojawia się sporo wątków, dziwnych postaci, ostrzeżenia i niedomówienia, co może przytłoczyć (charakterystyczne cechy serii)… AHS prezentuje pełną gamę zła i niekoniecznie przestraszy na śmierć, lecz na pewno zaciekawi i zaskoczy prowadzeniem narracji. Ponadto pierwszy AHS to pierwsze spotkanie z ikonicznymi dla serii aktorami – Evanem Petersem, Jassicą Lange, którzy swoją grą tak naprawdę stworzyli AHS.

American Horror Story: Asylum



I teraz mi głupio, bo napisałam, że ilość wątków w pierwszym AHS może przytłoczyć. Brakuje mi teraz słowa na tę lawinę motywów, które zawiera Asylum. Reakcja białek odpornościowych na obecność pasożyta? Przede wszystkim w Asylum mamy totalną zmianę miejsca akcji – przenosimy się do urokliwego szpitala psychiatrycznego pełnego osób z problemami i, to nie będzie spojler, duchów, zombie, nazistów, kosmitów, maniaków, zabójców i księży… Tak na poważnie. Wydawać się mogłoby, że ten miszmasz nie ma prawa się udać i… tylko wydawać, bo Asylum to najlepsza część AHS – z genialnymi postaciami, genialnie zagranymi – od znanej już Jessicy Lange po nową twarz Sary Paulson. Mistrzostwo tego sezonu nie polega na fabule, ale na jej interpretacji, która wybiega poza to, co oferuje nam serial.

American Horror Story: Coven


Dobrze, więc skoro Asylum zawierało w sobie wszystko, co może zawierać horror, o czym mogła być kolejna część? O czarownicach i ich chytrych planach w świecie zdominowanym przez technologię i powszechny dostęp do wifi. Troszeczkę wzbogaciłam fabułę Coven. Trudno się było spodziewać, że AHS z dość ciężkiego horroru przekształci w przyciężkawą (chodzi tylko i wyłącznie o „szokujące” sceny, żadne pyscho, ego, fobie, o których się mówi na spowiedzi czy terapeucie) balladę fantasy. Rozczarowująca dla mnie tak znacząca zmiana gatunku nie wpłynęła pozytywnie na odbiór historii, aczkolwiek uznaję, że nie wszystko w Coven było fatalne. Inne, ale niefatalne, choć czasami bliskie dna. Przynajmniej nowe aktorki dawały radę, ale zrobiło się groźnie, bo to nie był już horror, choć w tytule jak byk stało nadal: HORROR story.


American Horror Story: Freak Show


I oto objawił się Freak Show, dzięki któremu nabierało się szacunku do Coven. 
AHS wybacza się wiele, naprawdę, ale bez przesady. Tak jak motyw cyrkowy, zapożyczenia z filmu Freaks (napiszę o nim!), a nawet początkowe odcinki, wyróżniając te z Mondrake były dobre, to cała reszta ssała i robiła z tego Snapy na Insta upubliczniając je na Fejsie. Tak, postacie trzymały nierówny (jakiś) poziom, ale scenariusz niestety tak mnie zdołował zmarnowanym potencjałem, że aż musiałam Circus oglądać na 2 razy. 2 razy! Z czego drugi raz był w sesji, co daje dość dobry obraz sytuacji. Ikona AHS Jessica Lange zagrała w sposób tak nużący dla widzów i dla siebie, że w następnym sezonie już się nie pojawiła. Evan Peters miał do odegranie rolę życia po prostu, najbardziej irytujący charakter w całym wszechświecie, a wszechświat to naprawdę duże miejsce. Niezbyt dobrze, wyłączając Gods and Monster, choć Freak Show ma prawo się podobać niektórym osobom... 

American Horror Story: Hotel



American Horror Story przestało budzić moje wielkie emocje. Emocje najlepiej się ogląda i najlepiej się sprzedają. Na ratunek przybyła Lady Gaga - Super Gaga. Spodziewałam się po niej i po Hotelu czegoś szampańskiego i voila, oto powrót do korzeni, dobrego starego budowania ciekawych postaci, zawalania nas interesującymi wątkami i pięknym widokami. Wady? Przewidywalność. Zalety? Aktorzy. Wszyscy wspaniali. Lady Gaga zaś cudowna! Genialna! Oszałamiająca! Świetnie ubrana...! Hotel to zdecydowanie ten „bardzo dobry” sezon, „trzymający poziom”, więc nic więcej nie jestem w stanie dodać oprócz: świetny był... 


Ranking sezonów AHS:

     1. Asylum, bo Lange, bo Name Game, bo pierwszy raz Paulson.
     2. Hotel, bo Lady Gaga, bo obsada, bo miejsce.
     3. AHS, bo Peters, bo pierwszy, bo klimat.
     4. Coven, bo magical girls, bo Flatwood Mac.
     5. Lana del Rey – Gods and Monsters, a potem może Freak Show...


Jak oglądać?

Najpierw AHS, można przeskoczyć, ale inaczej nie będzie.
Asylum, Hotel – koniecznie.
Jak nam nie podpasuje powyższe – dać szansę Coven, bo akurat jest inaczej. Obejrzeć po powyższych dla występujących różnić.
Freak Show – nie wiem. Dla historii Peper. Jest gdzieś na Youtubie?

Albo wszystko po kolei.


Co dalej?

6 sezon AHS ma być sezonem ostatnim. Podobno. Co o nim wiadomo? Nic. Lady Gaga wróci - po dostaniu Złotego Globa za postać Hrabiny? Może.

Słowo na koniec.

Co ja chciałabym zobaczyć w sezonie 6? O tym pojawi się wpis, przy którym objawię swą potworną naturę, bo to AHS, inaczej się nie da. A tymczasem klasycznie zachęcam do polajkowania fanpejdża, żeby narodził się (okienko po prawo).

Chip-chan z tego dziwnego Internetu


Views:
BY
0 COMMENTS

Na przestworza Internetu wzniosłam się i dotarłam do miejsc, w których znaleźć się nie chciałam. Miejsc zakazanych i budzących wielką odrazę, miejsc których człowiek widzieć nie powinien.

Najgorsze, a zarazem najlepsze w Internecie jest to, że możesz dotrzeć tam, gdzie chcesz. Do tych zakazanych miejsc, o których czytałeś, o których słyszałeś, o których powiedział Ci kolega w szkole, a do którego link podesłała matka. Las samobójców w Japonii czy para pedofilów w Austrii to odległe tematy, ale zdjęcia wisielców i zapis bestialstwa dokonywanego w piwnicach są  już na wyciągnięcie ręki.

Chip-chan została wyłowiono z odmętów Internetu przeszło 13 lat temu przez słynne forum 4chan. Jej przydomek pochodzi od nazwy „Verichip” - chipu, który podobno został wszczepiony w nogę kobiety przez sadystycznego policjanta, by ten mógł nią sterować. Policjant ma mieć władzą nad czynnościami życiowymi Koreanki, kontroluje jej sen i nie pozwala opuszczać domu.

Chip-chan śpi w swoim łóżku, a sypia bardzo dużo, przegląda Internet, rozwiesza plakaty pełne treści o ukrytym znaczenie. Wszystko to 24 h/dobę śledzą dwie kamery, a my Internauci możemy obejrzeć jej senne życie poprzez stream na żywo.

Na plakatach umieszcza tajemnicze hasła pisane „łamanym” koreańskim:

„Nie daj się oszukać, nie daj się ogłupić/Nie daj się ogłupić”.
„Zawsze, wcześniej rano/Codziennie, samym rankiem”.
„Nie mogę przestać/Nikt mnie mnie nie powstrzyma”.

I inne.

Jest wiele teorii na „pochodzenie” Chip-chan. Najprawdopodobniej cierpi ona na schizofrenie z dodatkiem katatonii, dlatego twierdzi, że została porwana przez policjanta, który przetrzymuje ją wbrew jej roli, że nią steruje. Kobieta śpi zbyt wiele i w dziwnych pozycjach. Nie może być normalna. Niektórzy twierdzą, że cała ta akcja to wielka ściema: albo mistrzowski trolling albo epickie badania psychologiczne. Raczej mało osób wierzy w porwanie Chip-chan, bo to nie może być prawda...

W tym miejscu mogłabym już wstawić podsumowanie składające się z dwóch słów: creepy, nie?, ale została jeszcze jedna kwestia, kwestia która zaintrygowała mnie równie bardzo jak historia Chip-chan.


Ludzie.

Pod większością wpisów o Chip-chan znajdują się komentarze osób, które wchodzą na stream (tak, stream działa i jest dostępny). Nieraz są to długie komentarze, które relacjonują poczynania kobiety.

"Obserwację zacząłem od razu, po przeczytaniu „creepypasty”, czyli mniej więcej, około 7:45 [w przybliżeniu]. O godzinie 10:19, naszego, Polskiego czasu, „Chip-Chan” wstała. Po przebudzeniu wyglądała na zaniepokojoną, oddawała wrażenie, jakby czegoś szukała albo sprawdzała czy wszystko jest tam, gdzie być winno. Przez chwilę zrobiła niezły bałagan w kamerze #1. Następnie, ponownie wróciła na materac, przykładając się do snu. Od godziny 10:27 do godziny 10:40, zaprzestałem obserwacji. Kiedy wróciłem do przyglądania się poczynaniom dziewczyny, zaobserwowałem zmiany w otoczeniu. Karta, na której znajdują się znaki w jakimś języku, została usunięta. Laptop został przesunięty, zaś „Chip-Chan” przypuszczalnie położyła się po prostu w wygodniejszej pozycji, gdy nie było wokół niej żadnych „śmieci”. Od 10:40 zauważyłem jedynie ruchy podczas snu.
O 10:50, przerwałem obserwację - wyszedłem do sklepu."

“Just came here to say I've been obsessed with this lady for a few days now! And actually witnessed her sleep for probably 15 hours, AND leave/come back into her apartment. So ridiculous! Why can't I stop staring at these cams?!”
Z: Reddita

W związku z tymi komentarzami przypomniał mi się ciekawy, choć kiepsko zrealizowany film – "Zgromadzanie".

Był to film o ludziach, którzy patrzyli.

Ja nie weszłam na stream, bo nie lubię patrzeć. Mam barierę, odczuwam dyskomfort.

Ciekawe ile osób, po tym krótkim i raczej ogólnym wpisie poszuka tego linka. Każda z osób, której podesłałam link do artykuły o Chip-chan w końcu weszła na stream. Chociaż na chwilę. Żeby się upewnić. Żeby zobaczyć. I za każdym razem czytałam krótką relacje: teraz się nie rusza, chyba śpi...

Creepy, nie?
Mam nadzieję, że ten post wprowadził Was w odpowiedni nastrój (i wszelakie czynności związane z nim też), bo już w weekend pojawi się mały ranking?, podsumowanie?, kilku sezonów pewnego miodnego (ale nie do końca, hm...) serialu, którego celem było wprowadzanie nas w "creepy" nastrój. Albo zszokować. To zależy, czego oczekujemy... 

A jeśli masz ochotę na więcej creepienia - lajknij, proszę: Czytnik Miodu

Top 10 filmów (innych) o superbohaterach


Views:
BY
0 COMMENTS

Mój własny subiektywny ranking najlepszych filmów o superbohaterach. Starałam się w nim umieścić jak najmniej rumaków ze stajni Marvela i DC Comics, bo ich produkcje są najczęściej kochane, dochodowe, a przede wszystkim już znane, a zawrzeć więcej pozycji... nieznanych. Oczywiście i Marvel i DC mają w zanadrzu produkcje niedocenione albo wybijające się poza schemat typowego filmu o superbohaterach, więc i one zabłyszczą na mojej małej liście.

Nie samymi hitami człowiek żyje i nawet jeśli niektóre przedstawione przeze mnie filmy, nie są arcydziełami, mają jedną wielką zaletę - są inne. I ta inność, oryginalność, nowość sprawi, że nasz mózg zacznie trochę żwawej pracować.

Filmy o superbohaterach warte obejrzenia.


10. Niewidzialny Griff


Zacznę od niskiego C, choć tak się nie mówi. Zorientowałam się po którymś seansie, że większość filmów o superbohaterach traktuje o samotności i niekoniecznie samotności ludzi w swej boskości, a raczej samotności wynikającej z niespełniania wymogów społecznych. Griff nie ogarnia świata, ale po nocach bawi się w ratowanie okolicy, bo chce pokazać, że jest kimś więcej. Poznaje dziewczynę tak samo odrealnioną jak on i nakręcają się nawzajem do bycia dziwnym. A dziwni ludzie nie mają łatwo, chyba że awansują do miana specyficznych. Nie jest to głębokie kino, ale naprawdę przyjemne i urocze, bo o miłości łączącej trudne przypadki. Jest nadzieja...

9. Ant-man


Dlaczego po moim wstępie umieszczam na liście Ant-mana, należącego do Cinematic Marvel Universe? Bo to jest wyjątkowy film, który mam nadzieję, stanie się wyznacznikiem stylu dla reszty produkcji superbohaterskich. Oprócz postaci, która niewątpliwie odróżnia się od przeciętnego człowieka, wszak ma niesamowity kostium, scenariusza pełnego akcji, lekkiego humoru i tego złego, chcącego osiągnąć bardzo złą rzecz, mamy rzecz niespotykaną w innych tego typu filmu - coś więcej. Obok typowego efekciarstwa i dziwnego splotu wydarzeń Ant-man oferuje dużo motywów zaczerpniętych z filmów szpiegowskich i dzięki temu wyrwa się schematom typowym dla swojego gatunku. Nie jest to już film o superbohaterze, ale pełnoprawna produkcja, która nawet bez licencji - obroniłaby się scenariuszem. W podobnym stylu - łączenia gatunków - jest Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz.

8. Hydrozagadka


Nasza swojska myśl kinematograficzna wydała na świat takie oto dzieło. Oprócz genialnych tekstów Hydrozagadka zawiera ogromną ilość dziwności, której nie powstydziłby się niejeden japoński teledysk. Humor zawarty w filmie jest absurdalny, a fabuła to zwykłe orbitowanie bez cukru. Warto obejrzeć i zobaczyć jak Superbohater As znajduje przyczynę tajemniczego zniknięcia wody podczas upałów w Warszawie. Ale ten klimat trzeba jednak poczuć. Panowie żar leje się z nieba.

7. Darkman


Zanim Sam Raimi nakręcił trylogię o przygodach człowieka pająka, wykreował tajemniczego człowieka ciemności... To znaczy wiadomo kim ten człowiek był i jak skończył pod warstwą bandaży, ale tajemniczego, bo później przebywał w mroku, skrywało go cień, a serce wypełniał ogień zemsty. Film ma wszytko, co trzeba - młodego Liama Neesona, efekty specjalne z lat 90., mroczny urok i ten trudny do skopiowania nieuchwytny kicz, który nadaje sens memu istnieniu. Oszpecony, charkoczący Darkman, który sknocił ekstrapolację na spalonym sprzęcie jest idealnym kandydatem na chłodny wieczór. 

6. Super


Prosta historia. Krótka piłka, Koleś jest looserem, koleś chce się zmienić. Żona go zostawia, ale musi ją odzyskać. Jest przeciętnym facetem (zupełnie takim, jak Ty! chyba, że nie), który postanawia wyjść na ulicę, by walczyć z przejawami zła. Nie posiada supermocy, wyjątkowej inteligencji czy większej charyzmy, choć udaje się mu złowić Ellen Page jako fankę. Jedyne, co posiada to determinację, a jak wiemy, dzięki niej można zbudować kolejną galerię handlową w Łodzi. Od twórców "Kickass". Utrzymane w podobnym stylu.

5. Defendor


Defendor jest... ciepłą komedią i sprawnym dramatem o niezbyt inteligentnym, zagubionym Arturze, który postanawia zostać superbohaterem. Walczy z lokalnym bandziorem (najczęściej przegrywa i mocno obrywa) i poszukuje mitycznego Kapitana Industry. Główny bohater zatraca poczucie rzeczywistości, wie tylko, że chce walczyć ze złem, bo jest człowiekiem o wielkim sercu. Film zawiera więcej, niż mogłoby się wydawać. To opowieść o samotności. Wykluczeniu. Stracie i potrzebie zmiany. To opowieść o tym, że trzeba być idiotą, żeby wierzyć w sprawiedliwość. O tym, że pomaganie stało się wyjątkiem od reguły.

4. Birdman


Aktor, który zyskał sławę odgrywając role tytułowego Birdmana, postanawia wreszcie stworzyć rzecz ważną i wartościową, czyli wyreżyserować i zagrać w sztuce teatralnej. Łatwo nie będzie, bo ludzie nie ułatwiają mu zadania, chce być docenionym artystą, ale to gwiazdy i celebryci pławią się w luksusach, a stary świat blockbusterów kusi. Dawne alter ego nie pozwala o sobie zapomnieć, szepcząc do ucha kolejne egzystencjalne podsumowania, a Facebook i Twitter pokornie czekają na rozsławienie sztuki, którą może pogrążyć jedna złośliwa recenzja. Wszystko może pójść nie tak, bo to nadludzka rzecz wszystko mieć pod kontrolą.

3. Niezniszczalny


My Polacy mamy długą historię, a Amerykanie mają superbohaterów. Film Niezniszczalni ma zupełnie inny wymiar, bo wiecie, superbohaterowie nie istnieją. A co gdyby jednak trafił się nadczłowiek, który żyje wśród nas i nie zdaje sobie sprawy z swej wyjątkowości? Co jeśli poświęcimy życie, żeby go znaleźć i go znajdziemy? A co on zrobi? Jest niezniszczalny, przynajmniej jego ciało. Wypadałoby uratować świat. Czy z wielką siłą idzie wielka odpowiedzialność? A może lepiej udawać normalnego?

2. Watchmen. Strażnicy


I o to oni. Królowie wszelakich rankingów o superbohaterach. Świetne aktorstwo, świetna muzyka, świetny pomysł i tak dalej. Nie będę ukrywać - Watchmen to JEDYNY "popularniejszy" film o superbohaterach, który tak łatwo trawię i zajadam się nim nieraz. Podobnie jak Ant-man nie traktuje - tylko - o grupie naparzających się ludzi, mutantów, cosi, ale posiada postaci z krwi i kości, którzy dysponują dojrzałą historią, celem, a film o nich charakteryzuje się rozmachem gatunkowym i naprawdę interesującym scenariuszem. Film zupełnie zmienia podejście do superbohaterów i ich przygód.

1. Kruk


"Kruk" to już film kultowy, a jego bohatera wypadałoby raczej nazwać aniołem zemsty, a nie superbohaterem. Ranking mój jest jednak dziki i przekorny, nie wińmy go, za chęć zaprezentowania tak dobrego, klimatycznego filmu jak ten. Bo "Kruk" to coś więcej. W swoim czasie był głosem pokolenia, symbolem buntu młodzieży lat 90. Nieszczęśliwa śmierć Brandona Lee (z tych Leeeee), który zagrał główną postać, sprawiła, że  urósł on do rangi czegoś niezwykłego, mistycznego. Ale teraz mamy teraz i co nam po niegdysiejszej sławie? A film nadal wywołuje spore emocje, zachwyca stylem i ścieżką dźwiękową, na której słyszmy Nine Inch Nails, The Cure, Rage Against The Machine... Ta mroczna historia o człowieku, który powrócił z zaświatów, a jego towarzyszem jest kruk - nie zestarzała się - i świetnie się ją "czuje".




Jeśli lubisz mój wysublimowany gust filmowy - zachęcam do polubienia fanpejdża: Czytnik Miodu - polajkuj!
To twój lajk może być TYM lajkiem.

A blog created by BeeOcky

This is a static content section widget. It is a handy way to show additional content at the widgetized page. The static content section widget outputs the contents of a selected static page. You can use as many instances of the static content section widget you wish, to create the ideal page structure.


About Me